PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1095}

Wielki Gatsby

The Great Gatsby
7,1 8 672
oceny
7,1 10 1 8672
5,2 5
ocen krytyków
Wielki Gatsby
powrót do forum filmu Wielki Gatsby

Film o wyzszych sferach, glupiutkich paniusiach, o zyciu ludzi ktorzy mieli wszystko i poprzewracalo im sie w glowach. Film nudny, czasem nawet irytujacy, nieciekawie nakrecony. Historia ktora juz gdzies kiedys kazdy z nas slyszal. Jeden z nielicznych filmow jakiego nie moglbym polecic nikomu. Byc moze ksiazka jest ciekawsza, nie wiem nie czytalem.

ocenił(a) film na 7
rainbow_crabb

to przeczytaj może coś więcej Ci powie, bo skoro należy do kanonu literatury to raczej nie może traktować tylko o głupiutkich paniusiach,,

maga89

Dlaczego ludzie w dzisiejszych czasach traca zdolnosc samodzienego myslenia, oceny oraz wlasnego zdania. Dlaczego robi sie odnosniki do kanonu literatury, bestsellerow, rankingow, oscarow i innych wyroznien. Siegam po te ksiazke ktora mnie zainteresuje, ogladam film, ktory wg mnie cos wnosi, nawet jesli scenariusz jest kiepski byc moze zdjecia sa niesamowite, lub kostiumy jesli to film historyczny... zadna komisja lub krag starszych expertow nie bedzie decydowac czy poezja, muzyka lub film powinny mi sie podobac czy nie.... wiec prosze nie pisac nic ala "kanon literatury" bo to naprawde nic nie znaczy.

ocenił(a) film na 7
rainbow_crabb

stary komentarz.. zgadzam się z toba.. aczkolwiek chodzilo mi też o to ,że historia jest o czyms wiecej niz o paniusiach ;)

użytkownik usunięty
rainbow_crabb

Ta wypowiedź ma już niemal rok, ale skoro w temacie odrodziła się dyskusja, odpowiem na komentarz rainbow_crabb. Zaznaczam, że nie mam nastroju na kłótnie, pouczanie i "krzyki", a na kulturalne wyrażenie swojego zdania.

Według mnie Twoje podejście to niemal popadnięcie w drugą skrajność, w odróżnieniu od bezkrytycznego podążania za autorytetami (no... tym co często tylko udaje autorytet). Wolisz samodzielne myślenie? Słusznie. Jednak nie poznasz niemal żadnego dzieła kultury, jeśli ktoś Ci go nie poleci, nie skłoni Cię do tego znane/lubiane nazwisko, plakat, reklama, TV czy projekcja kinowa. Jeśli żaden z takich warunków nie zostałby spełniony, według mnie nie znalibyśmy 99%... no tego co znamy :-P. Właśnie na podstawie wyżej wymienionych rodzi się kategoryzacja, odławianie perełek, kłótnie entuzjastów i przeciwników, krytyka profesjonalistów, którzy mają nieporównywalnie większą wiedzę i doświadczenie, niż niedzielny widz. Z tego wszystkiego wynika uśredniona ocena na filmwebie, uznanie czegoś za klasykę gatunku oraz wpakowanie książki na listę lektur obowiązkowych.

Dlaczego nie należy negować kanonu literatury, Oscara, czy rankingu? Docenione dzieło nie znalazło się na swoim miejscu bez powodu. Do takiego straconego pokolenia należało wielu wybitnych twórców, "Wielki Gatsby" to jedna z wyłowionych perełek i samodzielne myślenie nie ma prawa doprowadzić do odrzucenia tej literatury. Nawet jeśli ktoś zapozna się z klasyką i nie ujrzy w niej nic, może powinien przeczytać recenzję, lub opracowanie? W takich dziełach zawsze jest coś więcej niż głupie paniusie i ludzie, którym poprzewracało się w głowach. Dodam więcej - jeśli mimo dostrzeżenia wartości utworu ciągle się go po prostu nie lubi (gust to przecież zupełnie indywidualna sprawa), autora (i w konsekwencji dzieło) trzeba szanować, chociażby za wykształcenie, kunszt i właśnie za to, że jest twórcą - a to już bardzo wiele.

Inna sprawa, że klasykę warto znać, żeby mieć jakiekolwiek podstawy, punkty odniesienia. Wypowiadanie się o muzyce poważnej kogoś, kto nie zna Mozarta, Bacha czy Straussa zawsze będzie niepełne, naiwne, na niskim poziomie. Teoretycznie 12 lat obowiązkowej edukacji powinno nas wyposażyć w taką podstawową wiedzę, ale jak jest każdy wie.
Ja patrzę na rankingi, kanony, najlepsze setki Le Monde i IMDB. Nie po to, żeby ślepo zachwycać się czymś, co ma ocenę 8,5 albo jest w pierwszej dziesiątce. Raczej w celu poznania i, uwaga, wyrobienia sobie własnego zdania.

Dodam, że sam nie oceniam filmów. Powodów jest wiele, na potrzeby mojego wywodu podam jeden: sam mam zbyt małą wiedzę, żeby być w stanie obiektywnie ocenić mistrzów (i "niemistrzów") kina.
Wspomnę też, iż sam nie wiem nic o muzyce poważnej, to był tylko przykład.
A na koniec - dzieła Fitzgeralda nie poznałem przez modną akurat ekranizację z DiCaprio, książkę czytałem rok temu.

Pozdrawiam.

rainbow_crabb

Owszem, ale jednak coś w tym jest, że Annę Kareninę i jej podobne nadal się po tylu latach czyta, a jakieś jednorazowe harlequiny znają tylko czytelnicy harlequinów...

rainbow_crabb

oj jaka nudna i irytująca jest ta proza życia...
oczywiście, że to nie ten poziom emocji co np. w "Gorączce"
bam, bam, tratatatata...
; )

the_men_from_okinawa

Albo w "Mamma Mii!" (sic) :)

rainbow_crabb

Nie wiem jak film, ale książka to większe wodolejstwo niż u Stephena Kinga. Fabuła o niczym. Chociaz dobrze napisana i tylko dlatego da sie przeczytać.

Motorcycle_Boy

wodolejstwo? Radzę najpierw zaznajomić się z terminem "Stracone pokolenie", dowiedzieć się czegoś nt Fitzgeralda a później gadać takie bzdury :-)

plnddk

Czyli muszę dowiedzieć sie czegoś o pisarzu aby jego dzieła nabrały sensu? Blushit. Dobra fabuła obroni sie sama.

Motorcycle_Boy

jeśli nie mamy pojęcia w jakim kontekście została napisana możemy ją źle zrozumieć. Tak musiało być u Ciebie skoro twierdzisz, że Great Gatsby to fabuła o niczym.

plnddk

Czyli albo brak mi elementarnej wiedzy albo ten kontekst jest niejasny. Do wyboru do koloru.

użytkownik usunięty
Motorcycle_Boy

Brak Ci elementarnej wiedzy.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 8
Motorcycle_Boy

Kontekst jest wyraźnie zarysowany w filmie.

rainbow_crabb

Czytałam książkę i przyznaję, że nie rozumiem jej fenomenu. Nie jest zła, ale w moim przekonaniu nie ma w niej niczego wyjątkowego. I bardzo mi przypomina naszą "Lalkę" Prusa, której nie ma bynajmniej na liście 100 książek według "Le Monde", czy innego "Timesa". Gatsby to taki amerykański Wokulski, tyle że nasz majątku dorobił się uczciwie, jak na pozytywistę przystało, a Gatsby na prohibicji i dla kobiety popełnia coraz gorsze machlojki. Ale pomysł bohatera jest taki sam. Zdobywa kobietę przy pomocy pieniędzy. I kobieta jest taka sama, może nasza Iza jest nawet bardziej uczciwa, bo przynajmniej nigdy nie robiła nadziei szalejącemu za nią facetowi.
Dlatego nie wiem, czy oglądać film. Myślałam, że może odkryje on coś, czego w tej książce nie zauważyłam. Może chodzi tu o tę specyficzną atmosferę pięknego z zewnątrz świata, który budują ludzie nie moralni, itd. bla, bla i to metafora amerykańskiej kultury i cywilizacji, która zabija miłość i inne uczucia bla, bla. Ale, przynajmniej dla mnie, Gatsby jest mało autentyczny i kreowany na idealistę, ale do diabła z takimi sztucznymi idealistami! Więc może potraktować to jak obrazek z epoki. Ale chyba w takim razie lepiej jest obejrzeć "Boardwalk empire".
Nie jest to zatem książka o niczym, moim zdaniem, ale nie rozumiem entuzjazmu, z jakim się nad nią rozwodzi.

ocenił(a) film na 7
aannkkaa00

Książka jest napisana świetnym, żywym, a nawet nieco poetyckim językiem i opisuje klimat szalonych lat dwudziestych - mnie się czytało "Gatsbiego" super. Proza Ftizgeralda moim zdaniem w dużym stopniu ukształtowała dzisiejsze postrzeganie tego okresu w historii. Za przeproszeniem "Lalka" to przy tym pozytywistyczna cegłówka bez lekkości, bo "Gatsby" jest napisany z biglem - książka ciągle jest żywa (te opisy imprez do rana, totalnej dekadencji i szału powojennego rozluźnienia obyczajowego).
Co do samej osi fabularnej to faktycznie, dzisiaj to jest już dramat nie do końca zrozumiały, że biedny facet z niskich klas społecznych, oszalały z miłości do arystokratki, robił dla niej wszystko (ze zdobyciem nielegalnie wielkiej kasy włącznie). Dzisiaj to trąci "Trędowatą" czy "Wichrowymi wzgórzami", czyli o co do cholery im wszystkim chodzi, że nie mogą po prostu ze sobą być? ;)
Moim zdaniem Gatsby nie jest kreowany na idealistę, raczej na człowieka żyjącego przeszłością, który na siłę wraca do tego co dawno przeminęło i jest nie do przywrócenia (vide scena tańca Gatsbiego w mundurze z Daisy w starej sukience - wszystko w wielkiej, ciemnej sali).
Film z Redfordem jest w porządku, chociaż przerysowane aktorstwo może razić (Mia Farrow jest więcej niż irytująca, jej Daisy jest moim zdaniem przeszarżowana - taka neurotyczna, miotająca się idiotka), powolne zdjęcia pełne rozbłysków oczu, wody, cekinów, itd. są już trochę retro... Ale tak czy siak film ma swój urok, chociażby przepiękne kostiumy i scenografia.

pris

Nie porównywałam stylu "Lalki" i "Wielkiego Gatsbiego" , bo poza podobnym bohaterem to zupełnie inne powieści: "Lalka" miała społeczne i moralistyczne zadanie do spełnienia, jak to wszystkie powieści pozytywistyczne i dlatego pewnie nazywasz ją tą "cegłówką" czy jakoś tam. Z "Gatsbim" łączy ją tylko krytyka społeczna. A jeśli chodzi o książkę Fitzgeralda i sposób, w jaki została napisana, czyli styl, język i kompozycja itd., to się z tobą zgadzam, bo sama narracja mi się podobała. Ale nie fabuła. A film z książki czerpie przede wszystkim fabułę. Dlatego napisałam, że waham się, czy obejrzeć film, czy wniesie on coś nowego i wytłumaczy mi fenomen tej historii. Ale może to po prostu Amerykanie ją tak to odbierają - to w końcu zapis ich historii i miejsce ich sentymentalnych powrotów. Czyli po prostu nie dla mnie.

aannkkaa00

Przepraszam,że odgrzeję rozmowę po pół roku, ale bardzo mi się podoba to, co piszecie. "Lalka" to jedna z moich ulubionych powieści, a"Wielki Gatsby" szalenie mi się podobał i również nie umiałam ich nie porównywać. Ale bohaterowie mimo to wydali mi się zupełnie inni. Wokulski miał dużą dumę i szacunek dla siebie- nie imał się nieuczciwych sposobów zdobycia majątku, nie postrzegał arystokratów jako lepszych od siebie, miał inne wartości i pasje oprócz swojej ukochanej. Jej klasa społeczna nie miała dla niego znaczenia- tj. miała, jako utrudnienie w zdobyciu jej, ale nie przydawała zalet jego wyidealizowanej ukochanej . Dlatego Wokulski mógł się koniec końców rozczarować co do Izabeli- bo chciał zdobyć ją, a nie poczucie własnej wartości.
Inaczej z Gatsbym, on cały czas szuka potwierdzenia swojego znaczenia i w oczach Daisy i w świecie beztroskich i bogatych. Chce wejść do tego świata za wszelka cenę i nawet kiedy już jest bajecznie zamożny nie czuje się jego częścią. Znamienna jest scena, kiedy pokazuje Daisy i Nickowi swoje jedwabne koszule- z jednej strony można wyczuć,że majątek nie jest dla niego najważniejszy, tak jak nie był ważny dla Wokulskiego. Z drugiej- rozpaczliwie próbuje błyszcząc blichtrem kupić akceptację ludzi, którzy wydają mu się niepomiernie lepsi. Smutny obrazek człowieka o niezłym w gruncie rzeczy charakterze trawiącego życie na pogoń za płytkością....Mia Farrow gra bardzo interesująco według mnie, ale kompletnie nieuroczo- pokazuje kobietę, która jest płytka i egzaltowana do bólu, ale nie kobietę, w której można się obsesyjnie zakochać.

mmorgan6

A mi te dwie postacie wydają się jednak podobne, zarówno w pewnych elementach powierzchownej charakterystki, np, że oboje dorobili się majątku, by zdobyć ukochaną kobietę, ale przede wszystkim w pomyśle na nich. Dlaczego oboje zakochali się w kobietach nieosiągalnych dla nich w momencie zakochania? Wokulski powiedział w pewnym momecie: "Mnie mogłaby usidlić kobieta tylko taka jak ja sam". Czyli kobieta, o którą musiałby walczyć i w ten sposób mógł sie sprawdzić. On, podobnie jak Gatsby, także pragnie akceptacji środowiska, którym jednocześnie gardzi. Także pragnie żyć na najwyższym poziomie, też społecznym.
Wydaje mi się, że dla obu bohaterów kobieta nie jest celem samym w sobie, ale pretekstem do walki o nią i tak naprawdę chodzi tu o realizację ich ambicji, o wejście na szczyt. Ale okazuje się, że widok ze szczytu nie jest taki idealny, jak się wydawał, kiedy się patrzyło na niego z dołu i oboje rzucają się, jeden pod pociąg, a drugi, no, tu już jest inna historia, ale mimo wszystko bohatera czeka koniec.
Tak to widzę. Może nadinterpretuję pewne rzeczy, albo może po prostu nie znam siły uczucia, zwanego miłością i nie umiem uwierzyć, że oślepia do tego stopnia, że ludzie tacy jak bohaterowie tych książek, robią rzyczy, których sami nie rozumieją lub się wstydzą.
I mimo oczywistych różnic między postaciami, o których też pisałaś, myślę, że jednak są do siebie podobne. Pozdrawiam.

aannkkaa00

Obie książki są podobne, choć oczywiście zdecydowanie się różnią. Jednak pierwszeństwo należy przyznać Prusowi - jego "Lalka" to studium znacznie bardziej dokładne, szersze i przez to ciekawsze. "Wielki Gatsby" jedynie prześlizguje się po niektórych problemach. No, ale Prus urodził się w Polsce a nie JuEsEj.
A jeśli już o porównaniach mowa, to rzekłbym, że Wielki Gatsby" jest jak skrzyżowanie "Lalki" z "Karierą Nikodema Dyzmy" ;)

grafzero

Książki różnią się wszystkim i nie dają się porównywać. Tylko bohaterzy są podobnie zbudowani, moim zdaniem. Ale książki (a te nie składają się wyłącznie z głównego bohatera) to dwa zupełnie inne światy i ja nie zestawiam ich ze sobą.

aannkkaa00

A jeśli chodzi o porównanie z "Karierą...", to się nie zgadzam. Dyzma był raczej idiotą, któremu się poszczęściło i wszystko, co osiągnął, było wynikiem zbiegu okoliczności i głupoty otoczenia. Gatsby sam zdobył wszystko, co miał i dążył do wyznaczonego celu. No i nie był ani głupi, ani brutalny, ani niwrażliwy - tak by jeszcze długo można.
Swoją drogą to bardzo ciekawe, jakie to porównania przychodzą nam do głowy:)

aannkkaa00

Niestety problem poruszany przez obie książki jest taki sam. Miłość jako napęd i jako siła niszcząca. A to bardzo duża paralela.
Zaś co do "Kariery..." to zbieżne jest wchodzenie parweniusza na salony. U Prusa nie jest to aż tak mocno zaakcentowane. Co więcej Gatsby był brutalny, prowadził interesy z mafią. A Dyzma z kolei nie był głupi (niewykształcony, ale to co innego), był sprytny umiał skorzystać z daru losu. Koperta z zaproszenie, jest w "Wielkim Gatsbym" rozbijającym się jachtem. Gdyby nie jacht Gatsby również nie osiągnąłby tego wszystkiego co miał.

grafzero

Moim zdaniem Gatsby bierze sprawy w swoje ręce, podczas kiedy Dyzma przez przypadek zdobywa uznanie i wszystko wokół niego dzieje się ku jego wielkiemu zaskoczeniu.
Co do prowadzenia interesów z mafią - niekoniecznie trzeba być brutalnym, żeby kierować rozprowadzaniem alkoholu. Od brutalności ma się ludzi.
Dyzma jest sprytny, przyznaję, ale to nie spryt decyduje o jego powodzeniu. I nadal twierdzę, że był, może nie głupi, ale na pewno głupkowaty, choć niestety nie głupszy od środowiska, które uznało go za boga.
Ale muszę ci przyznać rację, że pierwszy ruch wykonał jednak sam: poszedł na bal. A także później ratował się z różnych kłopotliwych sytuacji sam, np. wynajął ludzi, którzy zabili tego pracownika poczty (chyba?), który groził, że go zdemaskuje.
Ale jakoś i tak nie mogę stawiać obu bohaterów obok siebie. Ale to chyba dlatego, że "Kariera..." jest satyrą, a "Wielki Gatsby" melodramatem(?) i te konwencje wpływają na to jak widzę te postacie.
Pozdrawiam

aannkkaa00

Tylko jedna sprawa:
"Co do prowadzenia interesów z mafią - niekoniecznie trzeba być brutalnym, żeby kierować rozprowadzaniem alkoholu. Od brutalności ma się ludzi."
i
"A także później ratował się z różnych kłopotliwych sytuacji sam, np. wynajął ludzi, którzy zabili tego pracownika poczty (chyba?), który groził, że go zdemaskuje. "

widzisz podobieństwo? :)
Oczywiście, że Dyzma jest przerysowany, dlatego też zaznaczyłem że Gatsby to połączenie Dyzmy i Wokulskiego :)

grafzero

Tak, oczywiście, ale Dyzma wynajął ludzi, bo nie chciał, aby go wiązano z postacią zamordowanego, bo był już na tyle znany, że nikt nie mógł go przyłapać w jakiejś szemranej dzielnicy. Gdyby mógł, to sam, pewnie z przyjemnością, zająłby się swoim problemem, bo Dyzma potrafił być brutalny, zarówno wobec kobiet, jak i mężczyzn.
No, a Gatsby to wrażliwy facet:)

aannkkaa00

"No, a Gatsby to wrażliwy facet:"
Dziwne, ale podczas czytania książki w ogóle nie miałem takiego wrażenia. Wydaje mi się, że z całą pewność Gatsby wynajmował ludzi również dlatego, aby mieć nieposzlakowaną opinię. Zaś czy był brutalny? Cóż, chyba to już pozostaje w kwestii domysłów (poza tym, że z pewnością wojna zrobiła swoje).

ocenił(a) film na 8
grafzero

Muszę przyznać, że zrodziła się tu interesująca dyskusja. Zacznę od kwestii, która wydała mi się, jakby to powiedzieć, niewłaściwa (?). Otóż nazywanie Gatsby'ego amerykańskim Wokulskim jest dla mnie nie do zaakceptowania. To są dwie różne postacie (choć przyznaję, że łączy je pewne podobieństwo) i wrzucanie ich do jednego worka jest krzywdzące zarówno jak i dla Prusa, jak i Fitzgeralda. Mogę odnosić mylne wrażenie, ale w pewnym momencie pojawiła się teza, iż jesteśmy lepsi, bo pierwsi mieliśmy zakochanego karierowicza. Czy naprawdę potrzebujemy sami siebie dowartościować i żądać akceptacji w oczach innych?

Nie umniejszam bynajmniej znaczenia i wartości "Lalki". Wręcz przeciwnie, uważam ją za jedno z najwybitniejszych dzieł polskich. Wartości "Wielkiego Gatsby'ego" także nie mogę przemilczeć. Pojawił się w którymś z komentarzy, jakoby Fitzgerald jedynie powierzchownie przekazał informację o amerykańskiej rzeczywistości epoki jazzu. Nie zgodzę się, moim zdaniem autor w sposób bogaty oddał zepsucie pokolenia. Oprócz oczywistych przykładów, wprost wymienionych, Fitzgerald implikuje ogrom informacji, które składają się na świat przedstawiony. Nie bez kozery jest nazywany kronikarzem epoki jazzu.

Co do filmu: uważam, że jest bardzo dobry. Oceniam go pod kątem przeczytanej powieści. Niektóre rzeczy mnie irytowały (pominięcie pewnych istotnych kwestii zawartych w książce, ale to już takie moje małe zboczenie). Idealną ekranizacją byłoby połączenie wersji z 1974 i tej najnowszej z 2013, która moim zdaniem nie była aż tak zła jak spodziewałem (niestety wyjątkowo dobra też nie była, można było z niej więcej wyciągnąć).

Żeby nie przedłużać, jeśli ktoś będzie miał do mnie pytanie na ten temat, to chętnie podejmę próbę wyczerpującej odpowiedzi.

MrMateusz

Ja odpowiem krótko - nie tyle zakochanego karierowicza, co wątek miłości jako motoru napędowego do zrobienia kariery, próba wdarcia się przebojem na salony, przełamywanie barier (także moralnych) dla zdobycia ukochanej - no i zimny prysznic na koniec. To już kilka istotnych podobieństw.
"Czy naprawdę potrzebujemy sami siebie dowartościować i żądać akceptacji w oczach innych? "
Uważam, ze tak - ale to chyba temat na inną dyskusję.

Niestety nie widzę również wielkości powieści Fitzgeralda - świat przedstawiony ogranicza się do kilku istotnych postaci, z których mocniej zarysowano jedynie niewielką część. W zasadzie miałem wrażenie, że bohaterowie z krwi i kości poruszają się pośród wyciętych z kartonika postaci, które określić można dwoma, trzema słowami. Ot kobitka "imprezowiczka", ot ponury "gangster", ot ojczulek z Południa(?), wszystko to nakreślone grubą kreską, ledwie wręcz zarysowane. Powieść niezła, ale potwierdza tezę, że nie to dobre co dobre ale to co się dobrze reklamuje.

Podam zupełnie inny przykład (bo lubię porównania), mamy u nas też własnego kronikarza ery jazzu (choć to inna era, bo lata 50.), genialnego Leopolda Tyrmanda. Czytałeś może "Złego"? Mimo komiksowej fabuły świat przedstawiony powieści jawi się niczym pałac (Kultury i Nauki :P) przy domku ogrodnika Fitzgeralda.

rainbow_crabb

wolę "Summer G"

ocenił(a) film na 6
rainbow_crabb

Nowa wersja jak i gra aktorska lepsza.Niektóre dialogi jak i kłótnie o kobietę na poziomie 15 latka...

ocenił(a) film na 7
rainbow_crabb

Film jest rzeczywiście strasznie nudny, choć go nie oglądałem. A książka jest dopiero nudniejsza, choć jej nie czytałem. Boże! jak ja się nudzę!

ocenił(a) film na 7
rainbow_crabb


->> rainbow_crabb, film na pewno jest o niebo lepszy niż twoja ortografia :-)

użytkownik usunięty
rainbow_crabb

Jestem w ciężkim szoku przez wypowiedzi niektórych ludzi. Wielki Gatsby to nie jest historia o głupich paniusiach, ani rozpuszczonym życiu wyższych sfer. Przyznam, że jedynie oglądałam film z 2013 oraz czytałam książkę, ale aż zabolały mnie niektóre komentarze.
Wielki Gatsby jest to jedna z niewielu książek, które aż tak wbiły się w moją pamięć i żadnego wodolejstwa nie zauważyłam - jedynie precyzyjnie dobrane słownictwo budujące warstwy znaczeniowe. Każda dobra książka powinna mieć kilka symboli i metafor, aby czytelnik mógł dostrzec "drugie dno", jednocześnie mając swobodę pełnej interpretacji. "Wielki Gatsby" porusza problem ślepego gonienia za marzeniami, nieuzasadnionego nie wyjścia z okresu dojrzewania i panicznej próby zaimponowania wszystkim, aby osiągnąć założony cel. I tutaj znowu pojawia się to w metaforycznym sensie i może dotyczyć każdego z nas, wymaga tylko zrozumienia - czy na pewno nasze marzenia są warte wszystkiego co robimy? Czy tym samym nie stracimy z pola widzenia wszystkiego co nas otacza ślepo dążąc do celu? Czy przekonanie o doskonałości celu nie jest tylko wyobrażeniem?
Czasami mam wrażenie, że ludzie oczekują zarówno w filmie, jak i w książce przekazu, który jest powiedziany wprost, a historia jest ciekawa i pełna akcji, aby nie znudzić odbiorcy. Otóż jeśli odbiorca potrafi pięknie czytać, oglądać oraz słuchać to zapewniam, że każda minuta historii jest warta uwagi. Książka znalazła się wśród najlepszych dzieł i jest klasykiem literatury i pragnę zauważyć, że klasyki nie muszą się nam podobać. Nie nazywamy powieści klasyczną, bo urzekła nas ciągła akcja i piękny, kasztanowy kolor włosów głównej bohaterki. Powieść taka musi nieść za sobą przesłanie, musi być "głębsza", prawie niepowierzchowna, poruszać temat uniwersalny, a swoim stylem i budową wywierać podziw.
Jeszcze nawiązując do wyższego komentarza dialogów na poziomie 15 latka.. czasy się zmieniają, kiedyś w latach 20 w ten sposób ludzie się porozumiewali, należy pamiętać, że kobiety nadal były traktowane dużo gorzej od mężczyzn, w większości były utrzymankami bez edukacji, stąd też inne relacje między nimi a mężczyznami.

ocenił(a) film na 8

Gratuluję. Brawo. Wspaniale, że są ludzie, którzy umieją odczytać drugie dno. Niestety przyzwyczajeni jesteśmy do filmów (i książek też, rzecz jasna) zbyt płytkich. Też podczas seansu zadawałem sobie pytanie na miejscu głównego bohatera - czy było warto? Czy ta w której ongiś zakochał się, jest taką samą kobietą teraz? Obok szczerego podziwu, szacunku dla konsekwencji i poruszenia rysem tragiczności postaci widziałem też wady jego planu, mroczne konsekwencje podejmowanych wyborów, wreszcie fakt, że wszystko w swoim życiu postawił na jedną kartę.
Stare filmy mają nieopisany urok.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones